Mam dla was dobrą i złą wiadomość: dziś przepisu nie będzie. Zamiast tego mam dla was pewien wycinek z mojego życia, który powolutku i konsekwentnie wprowadzamy wraz z mężem w życie. Do tej pory byliśmy na etapie szukania tego czym chcielibyśmy się zajmować, ponieważ nasza obecna praca nie sprawia, że czujemy się szczęśliwi. Dla tych, którzy nie zaglądali na stronę „O mnie”, przypomnę krótko, że pracujemy za granicą, jednak naszym największym marzeniem jest powrót do kraju. Wybraliśmy już miejsce docelowe, którym jest malutka wioseczka licząca niecałych 100 mieszkańców, znajdująca się w okolicy Jeleniej Góry. Liczymy, że realizacja naszych planów pozwoli nam na powrót do kraju.
Nie jesteśmy zachwyceni naszym zawodem i dlatego postanowiliśmy spróbować swoich sił w zupełnie innym kierunku, a mianowicie w szeroko pojętym: rolnictwie. Naszym celem (już nie tylko marzeniem), jest założenie ekologicznej plantacji malin. Ekologicznej, czyli takiej, na której rośliny nie będą dokarmiane chemią. Zakupiliśmy pewien areał ziemi, jednak zanim rzucimy się na głęboką wodę postanowiliśmy przygotować poletko eksperymentalne ( tak właśnie je nazwaliśmy). Nasze pole eksperymentalne to około 30 arów ziemi. Nie będę się wdawała w szczegóły, przygotowywania ziemi krok po kroku. Jednak po oraniu, bronowaniu, odchwaszczaniu i nawożeniu zasadziliśmy jesienią 2015 roku: 4 rzędy malin (po 100 sztuk w każdym), 4 rzędy borówki amerykańskiej, 3 rzędy agrestu oraz 2 rzędy świdośliwy 🙂
Muszę przyznać, że byliśmy bardzo dumni i zadowoleni z pracy jaką wykonaliśmy. Wiosną z niecierpliwością czekaliśmy na pierwsze efekty i powiem wam, że cieszyłam się jak głupia kiedy na suchych patyczkach sadzonek malin zaczęły się pojawiać pączki liści 🙂 Nie spodziewaliśmy się w tym roku żadnych owoców, ponieważ mądre książki o roślinach tego typu przewidują owocowanie po około 2-3 latach. Jednak ku naszemu zdziwieniu na sadzonkach pojawiły się kwiaty, a później owoce. Oczywiście są one jeszcze małe i nie jest ich dużo, ale są 🙂
Naszym zadaniem jest teraz obserwacja naszej plantacji eksperymentalnej i nauka reagowania na pojawiające się problemy. A przeciwności jest wiele: od popularnych mszyc na kuropatwie podjadającej owoce kończąc 🙂 Nie jesteśmy żadnymi ekspertami i jeszcze długa droga przed nami zanim w ogóle będziemy mieć jako takie pojęcie w tym temacie, ale zaczynanie od przysłowiowego „zera” daje nam naprawdę dużo radości. Nie mając żadnego doświadczenia i wiedzy, uczymy się wszystkiego od podstaw, żeby w przyszłości mogło to zaprocentować. Trzymajcie za nas kciuki 🙂 i obserwujcie czy nasza plantacja przetrwała 🙂
Kilka zdjęć przedstawiających nasze małe sadzonki i ich pierwsze owoce:
Pozdrawiam serdecznie odwiedzających bloga 🙂
No Comments