Wiem, że pewnie najciekawsze jest dla was skąd się wzięła nazwa „Babałuch”, ale zacznę od początku. Spodobała mi się idea wspólnego pieczenia i po spotkaniu z mamą i ciocią postanowiłam poprzeszkadzać w kuchni mojej teściowej 🙂 Ciasto, które widzicie na zdjęciu to jej sztandarowy wypiek, który powtarza prawie zawsze, kiedy musi coś upiec. Z tym, że to ciasto jest naprawdę przepyszne, ale zdarzało się, że masa wyszła zbyt płynna albo jabłka były niedobre i ciacho się na talerzu trochę rozlewało. Dalej było pyszne, ale wiecie nie wyglądało już tak ładnie i właśnie wtedy, mój mąż śmiał się, że ma na talerzu jakiegoś „babałucha”. Nazwa się przyjęła i tak już zostało.
Przyznaję się bez bicia, że nie miałam dużego udziału w przygotowaniu tego ciasta, większość zrobiła teściowa. Dlatego jest to jej dzieło. Trochę się też podenerwowała, ale na szczęście nie na mnie tylko na męża. Kuchnia u nich mała, my dwie i jeszcze Moja Druga Połowa skacząca pomiędzy nami z aparatem i statywem. Po prostu było ciasno, ale za to mieliśmy trochę śmiechu.
Obie miałyśmy na sobie fartuszki ze Sklep10x.pl i przystąpiłyśmy do pracy. Ciekawe jest, że teściowa robiła już to ciasto z tysiąc razy, ale pomimo to na blacie leży stary przepis, do którego obie co chwila sięgałyśmy. A koniec końców teściowa i tak robiła większość na wyczucie. W stylu: „a zobaczymy, najwyżej się dosypie” 🙂 Ja tak jeszcze nie potrafię.
Zaczęłyśmy od mojego ulubionego biszkoptu. Czyli takiego, gdzie ubija się całe jajka (biszkopt genueński). Wcześniej teściowa przyszykowała już jabłka, które teraz stały na balkonie i czekały na swoją kolej. W sumie mimo kilku warstw ciasto robi się dość prosto. Najwięcej czasu schodzi na chłodzenie poszczególnych warstw. Kiedy biszkopt wystygł, przełożyłyśmy na niego jabłka i zabrałyśmy się za krem budyniowy.
Sama szykowałam zawsze krem budyniowy dodając do niego jajka. A na końcu po ostygnięciu, ucierałam masło i łączyłam z budyniem. Tutaj wygląda to troszkę inaczej, na pewno dużo szybciej. Do gotowego ciepłego budyniu wrzuca się kostkę margaryny i miksuję do momentu jej rozpuszczenia i połączenia z resztą składników. I taką masę teściowa od razu wylała na ciasto.
Ostatni krok to polewa kakaowa, która była dla mnie największą zagadką, ponieważ teściowa robi ją z jajkiem. Jeszcze się nie spotkałam z takim przepisem, a uwierzcie, jest naprawdę pyszna. Delikatnie zastyga, ale pozostaje miękka i dobrze się ją kroi. Ta polewa to niedościgniony ideał wśród polew, według mojego męża. Ale teraz znam przepis więc będę testować 🙂
Składniki na blaszkę 35×23 cm (mierzone po dnie foremki)
Masa jabłkowa:
– 2 kg jabłek
– 2 galaretki cytrynowe
– cukier do smaku
Najlepiej zacząć ciasto od przyszykowania masy jabłkowej. Jabłka obieramy, wycinamy gniazda i kroimy na mniejsze kawałki. Wrzucamy do garnka i podsmażamy, żeby zmiękły, ale się całkowicie nie rozpadły. Na końcu dodajemy galaretkę (proszek) i mieszamy ciągle podsmażając, aż galaretka się rozpuści. Odstawiamy do ostudzenia.
Biszkopt:
– 4 jajka
– szklanka cukru
– 0,5 szklanki mąki pszennej
– 0,5 szklanki maki ziemniaczanej
– łyżeczka proszku do pieczenia
Jajka ubijamy z cukrem, aż masa będzie bardzo gęsta i podwoi swoją ilość (trwa to około 10 minut). Na końcu dodajemy przesiane mąki z proszkiem do pieczenia i delikatnie mieszamy szpatułką. Foremkę wykładamy papierem do pieczenia i przelewamy masę. Pieczemy około 25 minut w 180 stopniach (do ładnego zezłocenia). Odstawiamy do lekkiego ostudzenia, a następnie wykładamy na niego jabłka.
Krem budyniowy:
– 2 szklanki mleka
– 2 szklanki cukru
– 2 cukry waniliowe
– kostka margaryny ( w temperaturze pokojowej)
– 3 łyżki maki pszennej
– 3 łyżki mąki ziemniaczanej
Pół szklanki mleka odlewamy i wsypujemy do niej mąki. Dokładnie mieszamy, żeby nie było grudek. Resztę zagotowujemy z cukrami. Do gotującego się mleka wlewamy te z mąkami i cały czas mieszając doprowadzamy do wrzenia. Masa powinna zgęstnieć. Ściągamy z gazu i od razu dodajemy do masy całą margarynę. Miksujemy, aż się ona rozpuści i połączy z budyniem. Masę wylewamy na ciasto i odstawiamy do ostudzenia. Dopiero wówczas wstawiamy blachę do lodówki i szykujemy polewę kakaową.
Polewa kakaowa:
– 2 jajka
– 6 łyżek cukru
– 4 łyżki kakao
– kostka margaryny
Margarynę rozpuszczamy w rondelku. Jajka, cukier i kakao ucieramy, do momentu aż masa będzie gęsta i dobrze połączona. Na końcu dodajemy rozpuszczoną, ciepłą margarynę i ucieramy do lekkiego zgęstnienia. Polewę wylewamy na ciasto i przyozdabiamy wiórkami kokosowymi.
Ciasto trzymamy w lodówce. Wiem, że wolicie kiedy dokładnie w przepisie podaję Wam dokładne ilości w gramach, a nie w szklankach. Ale tak jak wspomniałam, przepis jest już stary, a teściowa działa w kuchni tak szybko, że nie zdążyłabym nawet zważyć dokładnych ilości 🙂
Smacznego!!!
Justyna
5 komentarzy
Dorota z kobietytomy.pl
31 sierpnia 2017 at 13:10pieczenie z teściową 😀 brzmi groźnie, ale po zdjęciach widzę, że całkiem spoko 😉
Justyna
31 sierpnia 2017 at 18:30Masz rację, brzmi groźnie 🙂 ale na całe szczęście ja mam fajną teściową 🙂
Jan Michalak
13 października 2017 at 08:25Nazwa ciasta niezbyt mnie przekonała,ale jego wygląd już owszem. Uwielbiam ciasta z budyniem 🙂
Justyna
13 października 2017 at 14:39Miałam podobne odczucia co do nazwy 🙂 Ale smak zrekompensował wszystko 🙂
Torcik z malinami - Relaxtime
28 lutego 2019 at 13:20[…] ciastem, które robiłam ostatnio z teściową (znajdziecie je tutaj) stwierdziłam, że można byłoby przygotować coś takiego z malinami, w końcu mam ich pod […]