Sernik kakaowy, czy każdemu może smakować zupełnie inaczej? Oczywiście, że może i nie chodzi mi tylko o użyte składniki ale o atmosferę w jakiej powstawał. Być może też tak macie, że posiłek podany przez kogoś innego zawsze będzie smakował lepiej, niż gdy sami go szykujemy 🙂 A teraz wyobraźcie sobie, że jedno ciasto szykują, aż trzy osoby i to w dodatku trzy baby. Mówią, że gdzie kucharek sześć tam nie ma co jeść, u nas na szczęście było co jeść i było naprawdę pysznie.
Wybór ciasta
Jakieś dwa tygodnie temu umówiliśmy się, że jedziemy w odwiedziny do mojej cioci i wujka. W tym samym czasie mieli być tam też moi rodzice. Zazwyczaj piekę coś na takie okazje, ale muszę wówczas uważać z wyborem składników, ponieważ ciacho musi znieść ponad 2 godzinną podróż. Doszłam do wniosku, że skoro i tak będziemy wszyscy razem to może upieczemy coś na miejscu. Wszystkim tzn. mojej mamie i cioci pomysł przypadł do gustu (panowie zresztą też nie mieli nic przeciwko 🙂 ). Zanim jednak przystąpiłyśmy do realizacji, całe dwa tygodnie myślałyśmy co by tu w ogóle upiec. Koniec końców decyzje podjęła gospodyni i tak padło na klasyczny sernik kakaowy na kruchym spodzie i kruchym wierzchu, a ja dorzuciłam jeszcze kilka owoców, żeby było bardziej sezonowo.
Pięknie wyszedł prawda? Ale nie mogło być inaczej, skoro robiły go trzy wyjątkowe kobiety 🙂 Po przygotowaniu składników założyłyśmy fartuszki kuchenne i zabrałyśmy się do roboty. Zresztą na tym etapie już było ciekawie bo okazało się, że mama z ciocią nie założą jakichś tam fartuszków. Każda wybrała kolor, który dominuje w jej własnej kuchni, więc padło na pomarańcz i czerwień.
Ciasto kruche
przygotowane było już wcześniej i czekało spokojnie w zamrażarce, więc można powiedzieć, że sporą część miałyśmy już z głowy. Za ścieranie na tarce z grubymi oczkami ciasta kruchego zabrała się moja mama. Praca dość mozolna i raczej dla cierpliwych dlatego pasowała do niej idealnie. Wyobraźcie sobie, że moja mama już 35 lat pracuje w jednym zakładzie pracy, a teraz wyobraźcie sobie, że tym zakładem jest przedszkole. Bywam tam czasami na 5 minut i uwierzcie po 5 minutach boli mnie już głowa, a teraz pomnożyć to razy 35 lat (masakra 🙂 ), dobrze, że mamy wybór i możemy zdecydować, co lubimy robić i jaka praca nam odpowiada.
Ciocia oddzieliła białka od żółtek i zabrała się za miksowanie masła, a ja za ubijanie białek. Poniżej znajdziecie zdjęcie jakiegoś nieistniejącego już pewnie czasopisma, skserowane kilkakrotnie, z przepisem na podstawie którego robiłyśmy ciacho. Ciekawe jest, że w dobie wszechobecnego internetu, wszystko wiedzących telefonów i aplikacji ułatwiających nam życie wszystkie mamy takie skrytki, w których trzymamy stare podżółkłe już karteczki z przepisami, albo nawet całe, czasem poplamione odrobinę zeszyty. Ale odbiegłam od tematu. Chciałam wam napisać, że w tym przepisie wymieniłyśmy margarynę na masło, a także zrezygnowałyśmy z aromatów.
Ser
Poszłyśmy też na łatwiznę jeżeli chodzi o ser. Kupiłyśmy gotowy kilogram w wiaderku. Wszyscy wspominaliśmy, że te serniki kiedyś były inne, że ser trzeba było mielić w maszynce do mięsa, że trwało to wieki, że czasami ser był zbyt kwaśny, ale jednocześnie taki sernik był zwarty, ciężki, mocno serowy no i przede wszystkim pyszny. Jednak człowiek to naprawdę leniwa istota, bo mimo tego, że coś smakowało nam lepiej wybierzemy teraz opcję z wiaderka, żeby było szybciej.
Chociaż akurat moja ciocia razem z wujkiem szykują biały ser samodzielnie, opracowali nawet specjalne urządzenie do jego obciążania, a trawa w miejscu w którym ser obcieka rośnie bujniej 🙂 to jednak, żal by było zużyć go do sernika. Najlepiej smakuje sam bez dodatków lub ewentualnie na kanapce.
Jak widzicie na zdjęciach nie mamy do dyspozycji dużej kuchni, ale jak się okazuje spokojnie się wszystkie 3 mieścimy. Ta kuchnia, a raczej miejsce w którym byliśmy to marzenie mojej cioci i wujka, które po latach się spełniło. Od zawsze mieszkając w bloku, chcieli mieć miejsce gdzie w spokoju można odpocząć lub pójść na ryby. Osiągnęli swój cel i właśnie w tym miejscu są teraz najbardziej szczęśliwi.
A wracając do ciasta. Dużą foremkę o średnicy około 30 cm wyłożyłyśmy papierem do pieczenia. Ubite białka dodałyśmy do masy serowej i delikatnie połączyłyśmy. Przelałyśmy na ciasto (które stało w lodówce) i posypałyśmy owocami: borówkami i malinami. To był nasz wkład do ciasta, wychodzący poza ramy przepisu. Dzięki temu ciasto wyszło bardziej sezonowe i lżejsze.
Ostatni etap to ciasto kruche. Druga połowa z przepisu, która do tej pory czekała w zamrażarce, zostanie starta na tarce z grubymi oczkami i rozsypana po wierzchu ciasta. Najlepiej tak, żeby przykryć jego całość. Ciasto wstawiamy do piekarnika nagrzanego do 180 stopni i czekamy całe 50 minut do godziny. Najgorzej jest oczywiście pod koniec pieczenia, kiedy w całym domu tak pięknie pachnie 🙂 Studzimy w lekko uchylonym piekarniku, a zimny sernik wstawiamy do lodówki.
Wspólne pieczenie to wspólne spędzanie czasu i naprawdę świetna zabawa. Uśmiałyśmy się, powymieniałyśmy wskazówkami (nie tylko odnośnie ciasta), trochę poplotkowałyśmy, a efektem był pyszny sernik, który wszyscy zjedli ze smakiem.
Polecam przepis na sernik i polecam spędzać czas z naszymi najbliższymi. Już się zastanawiam co piekłaby ze mną moja 86 letnia babcia, gdybym pojechała do niej w odwiedziny do Krakowa. A może zrobię jej taką niespodziankę 🙂
pozdrawiam serdecznie
Justyna
4 komentarze
Ewa
8 sierpnia 2017 at 16:05Świetne Kobiety, to i świetne ciasto:) Przesyłam pozdrowienia, również dla Babci – piękny wiek:)
Justyna
9 sierpnia 2017 at 08:40Ślicznie dziękuję i również serdecznie pozdrawiam 🙂 W imieniu całej czwórki
napiecyku
9 sierpnia 2017 at 22:11Super jest takie rodzinne pieczenie 🙂 Jak widać na zdjęciach setnik wyszedł cudny i fartuszki macie urocze 🙂
Justyna
10 sierpnia 2017 at 15:36Dziękuję 🙂